Niektóre grymasy twarzy wydają się nabyte w dzieciństwie. Potrząsanie głową na boki, za pomocą którego wyrażamy swoją niechęć lub niezgodę na coś, pochodzi z czasów, gdy był to jedyny sposób uniknięcia nie chcianego pożywienia. Krzyk, o czym już mówiliśmy, nie jest „wyuczony”, choć może być poprzez naukę zmodyfikowany do mówienia „auu!”, kiedy boli, albo „mama!”, kiedy dziecko odczuwa strach.
KAROL DARWIN, który sformułował prawa ewolucji, sugerował, że odziedziczyliśmy wiele grymasów po naszych przodkach, których przetrwanie zależało w dużej mierze od posiadania także i tych reakcji. Twierdził, że niechętne warknięcie datuje się jeszcze z czasów przed pojawieniem się człowieka. Zwierzęta, które pokazywały zęby przed walką, często w ten sposób skutecznie odstraszały przeciwnika. Czyniło to walkę zbędną i zarazem zwiększało szanse przetrwania zwierzęcia do wieku rozrodczego. Reakcja ta była przekazywana i przetrwała przez niezliczone pokolenia aż do nas, choć trzeba przyznać, że obecnie atakujemy raczej językiem niż zębami.
Darwin próbował wykazać, że również inne reakcje mimiczne były w dawnych czasach użyteczne. Zaciśnięte usta były, jego zdaniem, objawem zablokowania dostępu powietrza do tchawicy i napięcia mięśni klatki piersiowej, towarzyszących wzmożonemu wysiłkowi fizycznemu. Marszczenie nosa było w swoim czasie przypuszczalną reakcją polegającą na zaciśnięciu nozdrzy, które miało bronić przed przykrymi zapachami.
Nawet śmiech można wytłumaczyć jako czynność, która kiedyś pomagała pozbyć się nadmiaru tlenu wciągniętego do płuc w momencie napięcia. Ci z naszych przodków, którzy po niebezpiecznych przeżyciach potrafili najprędzej przywrócić swój organizm do normalnego funkcjonowania, mieli rzecz jasna nieco większe szanse przetrwania.
Jak wspomnieliśmy, istnieje tendencja, by pewne grupy mięśni reagowały w związku z określonymi emocjami, a wobec innych pozostawały obojętne. Krzyk i płacz, śmiech, zmarszczenie nosa, przeczące kręcenie głową, zaciskanie warg – wszystkie te emocjonalne reakcje są przejawem określonych uczuć danej osoby. W powszechnym przekonaniu, że każdemu uczuciu odpowiada pewien określony wyraz twarzy, jest oczywiście sporo prawdy.
A jednak nie możemy opierać się na mimice jako miarodajnym wskaźniku zaistnienia danej emocji. Jednym z powodów jest fakt, że wyraz twarzy można zbyt łatwo uczynić obojętnym lub przesadnym, i to bez żadnego wyraźnego bodźca. Inny powód jest taki, że poszczególny wyraz twarzy ulega znacznej modyfikacji w toku uczenia się. Na skutek tego człowiek wychowany w jednej kulturze będzie wyrażał dane uczucie grymasem, który może mieć odmienne znaczenie w innej kulturze. Dodatkową przyczyną, dla której nie możemy zanadto polegać na wyrazie twarzy jako kluczu do odczytywania uczuć, jest bliskie podobieństwo wielu grymasów, zwłaszcza wówczas gdy w grę wchodzą gwałtowne emocje. Wielka radość nie zawsze daje się odróżnić od smutku wyłącznie na podstawie reakcji mięśni twarzy – mówimy często, że ktoś „śmiał się tak bardzo, że aż łzy płynęły mu z oczu”.
Leave a reply